niedziela, 7 kwietnia 2024

Ten pierwszy krok.

 


Witam po oczywiście za długiej przerwie. Po pierwsze, chcę z całego serca podziękować za wsparcie. Wasze słowa pomogły mi wstać i nie zatracić wiary, dziękuję. <3

Po zacne drugie... o Maniu... ten post tworzę już od zeszłego roku. Zaraz po napisaniu poprzedniego posta brałam się za ten, no, ale  BAM... miałam wypadek w pracy. Rura, upadek na beton, siniaki, rany i łzy. Zrzędzić nie będę, bo cieszę się, że zębów nie wybiłam, że nie upadłam na głowę, a tylko trochę szczęką zajechałam i że jest dobrze, a że ślady będą... to najmniej ważne.

Nastąpił moment mojej kolejnej próby opublikowania posta tego, ale żem zachorowała...

Także po trzecie... proszę o wybaczenie, że ja tu zimą straszę, choć wiosny niemal wszyscy pragną... ba... ona już jest. ;D


Za długi początek, ale już zaczynamy. Zapraszam moi drodzy na wyprawę do Krynicy Zdrój, a było tak:




Fajnie było... no i koniec posta, a teraz tona zdjęć, pa. hahahahah







To żart, zostań tu.

Dawno nie pisałam i widać, widać, że nieco odwala. :D

Po zajściu, które opisałam poprzednio, powiedziałam do Mamy to zdanie:

'Mamo, ja muszę, gdzieś pojechać.'

'Pojedziemy'- odpowiedziała.

Moja Madre to jedyna kobieta w moim życiu, której ufam bezgranicznie. Mama, najlepsza przyjaciółka, kobieta, którą tak kocham, jak jeszcze świat słów nie wymyślił.



Oczywiście było tak:

'Patrz, może pojedziemy do Krynicy Zdrój? Fajne budynki, klimatycznie się wydaje.'

'Przecież tam nic nie ma, same hotele- nie!'

Potem kilka dni poszukiwań, bo Mamunia wybredna, choć ja też. ;D

Mnie coś ta Krynica, co chwilę się w myślach pojawiała, także, jako że uznałam to za znak niebios, oznajmiłam:

'Krynica i już!' 

Szybko pokój znalazłyśmy, miał być dwadzieścia minut od deptaka, potem okazało się, że to pięć minut, szczęściary.





Dzień wyjazdu nastąpił.

'Choć Aga, nie lubię się spóźniać'

' Ale jeszcze czterdzieści minut do odjazdu'- na przystanek mamy z siedem minut.

Dobra ze mnie córka to poszłam.

Stałyśmy i stałyśmy.

Mija pół godziny- autobusu nie ma.

Mija kolejne pół godziny- no nie ma.

Zamarzamy, uciekamy do poczekalni.




Ludzie do nas podchodzą, studenci spóźnieni na zajęcia, jeden pan jadący na lotnisko w Krakowie. Dzwonią, pytają i się razem śmiejemy.

Potem już mniej radośnie, ale ciekawie. Kłótnie, wrzaski, obrażanie się, dogadywanie sobie nawzajem, takie atrakcje autobusowe między podróżnikami a kierowcą. Przynajmniej nudy nie było. ;)




Korki zgroziczne, co chwilę korek. Jechaliśmy dwie godziny dłużej. Autobus się zepsuł, była nagła przesiadka, a kierowca oznajmił dobitne:

TO NAPRAWDĘ SĄDNY PIĄTEK. hahaha

Noc nastała, człowiek zagubiony. Poszłyśmy na taksówkę, bo my tam wiedziały, jak po ciemku dojść... Taksówkarz fajny się nam trafił, weszłyśmy na hol pensjonatu.

Naciskamy dzwonek.

Raz.

Dwa.

Trzy.

Cztery.

NIC.

Nikogo nie było. Miała zaraz przyjechać właścicielka. No to żeśmy zacnie stały w małym, drewnianym holu z już zamarzniętymi kończynami.

Jednak było jakoś tak magicznie, było od samego początku klimatycznie, co obie stwierdziłyśmy.

Pokój spory, duże okno, wysoki sufit z ciekawym starodawnym żyrandolem.





No i co napisać o samej Krynicy Zdrój, pięknie było. Tam jest klimacik, wyobraźnia bucha, chce się malować, malować, malować. 






Te budynki, ich kolory, wykończenia. Teraz takie klocki stawiają, kto, co lubi, ale ja uwielbiam budynki starodawne. Uwielbiam takie unikalne, a nawet dziwne, lecz zawsze z nutą dawnych lat.

Piszę w zeszycie i właśnie zwróciłam uwagę, że strasznie bazgrzę... tak, co się rozczytam (bywa ciężko hehe).

Wracając.

W tym mieście pobiłyśmy z Mamą rekord, praktycznie, co chwilę mówiłyśmy sobie: KOCHAM CIĘ.


Po stracie, jaką doznałam wcześniej, czułam jeszcze więcej w sobie wdzięczności. Wbiegałam pod górę, latałam, jak opętana. Tylko raz nerwowa byłam, jak ludzi dużo się pojawiło, bo ja nie znoszę tłumów, a też potrzebowałam spokoju. No, ale wszyscy wjechaliśmy na górę parkową i każdy poszedł w swoją stronę.

Większość poszła w prawo, a my w lewo.



Odkryłyśmy źródełko miłości, do którego biegnie baśniowa dróżka. Napiłam się tej wody, pyszna była muszę przyznać.

Mówię do Mamy:

'Napij się, to na szczęście w miłości'.

'Ja już mam szczęście w miłości'- odpowiedziała, patrząc mi w oczy.

'Ja też tak naprawdę mam'- odpowiedziałam.

Brzmi to tak idealnie, ale to była właśnie taka chwila. Jak życie jest pełne przeszkód, tak bywają też chwile idealne, rzadkie i tak cenne. Ten moment zachowany na zawsze w moim i Mamy sercu.



Moim marzeniem było zobaczyć śnieg, bo ja go kocham i już. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, jaka będzie zima. Marzenie się spełniło, jak widzicie. Nawet rodzinę sarenek udało się zobaczyć.





Był zamek, była duma z Mamy, że weszła na sam szczyt góry prowadzącej na ten właśnie zamek.

Oglądałyśmy nocami Columbo, obie stwierdziłyśmy, że przystojniak z niego był. Mama oglądała też Sułtanki, czy jakoś tak. Columbo jednak był naszym numerem jeden. :)))

Napiłyśmy się raz grzańca, po którym ja totalnie się śmiałam... byle co i wybuchałam śmiechem.


Była cudowna platforma, spacer w koronach drzew. Jeny, ale tam się dobrze czułam... ja, Mama i natura.

Dużo śniegu, mróz na maksa, delikatne chmurki, absolutny raj dla Agi. haha

Wejście drogie, ale warto, warto tam pospacerować i zbudować wspomnienia.









Byłyśmy tylko trzy, a może cztery dni, byłyśmy szczęśliwe. Ta wyprawa była  pierwszą cegiełką do uzdrowienia po zawiedzeniu. Ta podróż zawsze będzie w moim sercu symbolem początku zmian we mnie, bo ja chyba nie wiedziałam i nadal nie wiem, jaka silna jestem... choć to też zasługa rodziny i moich bratnich dusz. :****

Całkowite uzdrowienie jeszcze nie nastąpiło, może nigdy nie nastąpi. Zmiany spore zaszły we mnie, niech są, zobaczymy, co z nich ulepię. :))



Mama moja jest Aniołem na ziemi. Mogę z Nią żartować, jak dzieciak totalny, mogę poważnie porozmawiać, mogę okazywać słabości, dzielić się marzeniami i tym, jak się boję, mogę gadać głupoty, mogę płakać, popełniać błędy, wstawać, upadać i znów upadać i znów wstawać.

Wierzy we mnie, a ja wierzę w Nią. No, a zaraz zjemy obiad i pójdziemy na zakupy, wyciągnę ją też do biblioteki, kupimy bratu prezent niespodziankę na Wielkanoc.





Sercem z Wami, życzę, jak najliczniejszych chwil z bliskimi.

Oczywiście, dziękuję za Waszą obecność, moje piękne bratnie dusze. <3


Ps. Zdjęcia, co to miejsca znaleźć nie umiały, ale może kogoś ucieszą... a uwierzcie, mam ich znacznie więcej. :D Tulę. <3